poniedziałek, 10 marca 2014

Takie tam story, niby foreword

|  Noc zawitała nad miastem, bandyci budzili się do życia, pijacy spali na każdym rogu, a dilerzy nie mieli niczym gardzić gdyż stali klienci pojawiali się prawie każdej nocy. Hurt był, więc sprzedaż trwała. Tak wyglądała najciemniejsza uliczka w Seoul'u. Pusta i martwa ulica przypominająca jakby miejsce po apokalipsie zombi. Nie było tu bezpiecznie. Nikt nie chciałby tu zabłądzić. Nikt nie chciałby tu mieszkać, nawet bezdomni. Z daleka to miejsce przypominało pustkowie. Dawno opuszczona ulica była kiedyś żywym i bijącym życiem miejscem. Aż do dzisiaj można się wsłuchać w odbijające się echo śmiechów dzieci z przerażająco pustego placu zabaw. Liście kołysały się na wietrze jak para tancerzy przylegający ciałem do siebie. Słabe światło lamp prawie przygasało, a chodnik ogradzały małe kałuże po deszczu.
Bardziej odludne miejsce mogło się wydać trochę dalej. Na samym końcu ulicy tuż za rogiem naprzeciw małego sklepiku znajdował się biały budynek o którym mowa w miejskiej legendzie (wymyślona oczywiście przez studentów aby postraszyć dzieci dla zabawy, a z drugiej strony upewnić ich rodziców że od tego miejsca będą się trzymać z daleka). Historia dotyczyła zamkniętego psychiatryka. Miejsce dla szczególnie chorych psychicznie.
Otóż w tym że o to miejscu przeprowadzane były tak zwane lobotomie, mające na celu uleczenia pacjenta ze schizofrenii czy jakiegokolwiek zaburzenia psychicznego. Chirurg do wykonywania tych zabiegów potrzebował szpikulca, którego wprowadzał pod gałkę oczną. Celem była redukcja procesów emocjonalnych. Sądząc, że ten zabieg jest skuteczny kontynuował doświadczenia lecz większość pacjentów umierało na stole operacyjnym, lub kończyło z nieodwracalnymi skutkami jak: bezmyślność, apatyczność, utrata poczucia tożsamości i inne objawy. Świat dowiedział się o tych zabronionych formach leczenia przez jedną z pacjentek, która zdołała stamtąd uciec. Pozwała lekarzy oraz pielęgniarki z tego ośrodka i na szczęście wygrała proces. Dzięki niej wprowadzono rekompensaty dla pozostałych pacjentów którzy przeżyli tą operację, a niewyleczonych odesłano do psychiatryka do innego miasta. Lekarzy zamknęli w więzieniu razem z pielęgniarkami i od tej pory tajemnica owiała to miejsce. Legenda głosi, że jeśli spróbujesz odważyć się tam wejść budynek zacznie się zmieniać. Ściany zaczną się przesuwać i znikać. Będziesz tracił swoją świadomość i po pewnym czasie zwariujesz. Nikt oczywiście nie podjął się wyzwania aby tam wejść pomimo komentarzy że jest to tandetna i bezsensowna legenda, ale jakoś nigdy nie znalazło się śmiałka aby jednak to zrobił.
Czy historia jest prawdziwa czy nie, każdy ma swoje zdanie na ten temat. Wierz lub nie.
Po drugiej stronie ulicy znajdował się mały sklepik monopolowy. Najtańsze papierosy i alkohol w mieście. Najbezpieczniej kupować rankiem, o tej porze akurat mało ludzi się kręci. W nocy nigdy nie wiesz co na ciebie czyha. Miejsce to często jest oblężone przez pijaną część społeczeństwa.
Lecz dzisiaj wszystko wyglądało inaczej. Coś nowego, innego. Niektóre bloki czy domy były do siebie podobne, nawet ławki czy część drogi. Łączył ich jeden mały al rzucający się w oczy dodatek.
Dźwięk tłuczonego szkła rozniósł się w okolicy, a po nim nastała głucha cisza. Odgłosy kroków stały się kołaczącym echem i pobliskie szczury wiedziały, że nie są już same. Kruki wzbiły się wysoko w powietrze, a koty schowały się do swoich kryjówek. Warknięcie psa oraz szelest łańcuchów. Skomlenie i szyderczy uśmiech. Przestraszony pies przebiegł przez potłuczone szkło nie zwracając uwagi na krew którą po sobie pozostawił.
- Nie musiałeś tego robić. - odezwał się po minucie kolejnej ciszy jeden z nich.
Ten drugi wzruszył ramionami chowając łańcuch do swojego plecaka jednocześnie ocierając rękę.
- Pojawił się znienacka, a warknął to go przestraszyłem, bóg wie mi co. Rzeczywiście wielki problem. Wiesz co to samoobrona? - poprawił bluzę, odwrócił wzrok w jego stronę i podniósł jedną brew.
- Wiem. - odpowiedział cicho, nie zwracając na niego szczególnej uwagi. Akurat w tym momencie próbował poskładać swojego złamanego na pół kija baseballowego, lecz po kilku chwil zmagań zostawił ją w cholerę i wrzucił do plecaka.
- To nie rozumiem dlaczego jeszcze się odzywasz, młody. - starszy tylko pokręcił lekko głową i wszedł do środka sklepu zostawiając chłopaka na powierzchni z resztą zespołu, którzy zbytnio nie przejęli się ich zachowaniem. Młody oparł się o ścianę i zaczął coś mruczeć pod nosem spoglądając ukradkiem na swój plecak.

Czterech z nich obserwowało okolicę. Dwójka po prawej stronie ulicy i kolejna dwójka po lewej. Ani śladu żywej duszy. Cisza jak makiem zasiał. Wilgoć po deszczu była odczuwalna, a światło księżyca było bardziej jaśniejsze od lamp. Chłopak spoglądał na swój cień gdyż uznał to za najciekawsze zajęcie w tym momencie.
- Masakra, czuję się jak w jakimś horrorze, gdybym był bez was to chyba bym srał już w gacie. - najstarszego przeszły ciarki gdy rozglądał się po okolicy, a jego kumpel opierał się o ścianę jakiegoś starego domu.
- Yhymm. - poprawił sobie czapkę na prawą stronę.
- Dobrze, że wzięliśmy zachodnią stronę, wydaje się być bardziej.. przytulna.
- Yhym. - włożył dłonie do spodni.
- Ale bym sobie wypił piwo..
- Yhyym. - zrobił małego balona ze swojej gumy do żucia.
- A Ty? - młodszy w końcu na niego spojrzał tym swoim zmęczonym wzrokiem. Kiedy starszy miał nadzieję, że chłopak powie jakąś bardziej kreatywną sentencję..
- Taa. - na jego twarzy przeszła mina "do i look like i care"
.. przypomniał sobie, że nadzieja jest matką głupich.
Wywrócił oczami i powrócił do swojego poprzedniego zajęcia, kompletnie go ignorując.

Chłopak nie mógł się skupić, odgłosy wydawane przez osobę obok były tak denerwujące i tak głośne, że mógł nimi zbudzić niedźwiedzia i w duchu modlił się żeby go przy okazji pożarł.
Przy kolejnym odgłosie po prostu nie wytrzymał i wybuchnął.
- Ja pierdolę, nie możesz przestać? Nie rozumiesz, że może ktoś nas usłyszeć Ty debilu?! - wydarł się na niego, nie przejmując się co inni o nim pomyślą. Tak na prawdę mieli na to wyjebane, przyzwyczaili się do swojego zachowania już wieki temu.
Drugi zamrugał na niego kilka razy tym swoim spojrzeniem typu: "ja nic nie zrobiłem" i wzruszył ramionami co tamtego doprowadziło do większej furii.
- Czy Ty kiedykolwiek przestaniesz mnie wkurwiać?
- Obawiam się, że nie - wyszczerzył się, a drugi już chciał go uderzyć kiedy to między nimi stanął ich przyjaciel z papierosem w buzi.
- A czy wy kiedykolwiek przestaniecie mnie wkurwiać? Dajcie mi samemu odpowiedzieć na to pytanie: Obawiam się, że nie. - poklepał gwiżdżącego przyjaciela po plecach - Zmienię Cię, idź rozejrzyj się na tyłach sklepu.
Odgwizdnął mu radośnie i ruszył tam gdzie mu kazał iść.
- Na litość boską jak ja go nie cierpię. - z frustracji aż skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Wow, musisz być na prawdę zdesperowany albo mieć zły humor żeby wołać "litość boską" - zaczął gestykulować jak on i po chwili się zaśmiał. Ten pierwszy tylko pokręcił głową i dalej oglądał nocne niebo, wsłuchując się w lekki szum wiatru.

Gwizdający chłopak szedł radosnym krokiem na tyły sklepu i nucił jakąś melodię pod nosem. Kiedy już tam dotarł, usiadł na parapet i wyciągnął z kieszeni spodni zapalniczkę. Zapalił ją i przez chwilę patrzył się na mały ogień. Podniósł ją do góry udając, że widzi spadającą gwiazdę. Szybkim ruchem pokierował zapalniczką na prawo i pomyślał życzenie. Uśmiechnął się do siebie i schował ją. Po minucie patrzenia w ciemność jego oczy przyzwyczaiły się i wyciągnął kolejną rzecz z jego ubrania. Kompas. Stary kompas, który kiedyś dostał od swojego ojca. Nikt tak na prawdę nie wiedział, dlaczego za każdym razem chłopak miał go przy sobie, ale jakoś nie za bardzo chcieli wdrążać się w ten temat więc po prostu zostawili to tak jak jest. Możliwe, że nawet chłopak nie chciałby o tym mówić. Mało o nim wiedzieli. Nie zauważając nikogo, chłopak postanowił wrócić do pozostałych. Światło lamp go trochę oślepiło. Podszedł do jakiejś ławki i usiadł na nią, bawiąc się znalezioną monetą na chodniku.  Rozglądnął się ponownie i zauważył coś dziwnego. Normalnie ktoś by już go zaczepił czy chce kupić jakiś towar, a tu proszę, nikogo nie ma. Chociaż to bardziej podupadła część miasta, a uliczka dilerów znajdowała się dalej od miejsca w którym są, to i tak nie zapewniło go to, że miał wrażenie jakby ktoś ich obserwował. Wzruszył ramionami próbując odgarnąć nie potrzebne myśli i wrócił do bawienia się monetą.

- Hyung, chodź! Zastąpisz mnie, chcę zrobić jeszcze jedną zanim pójdziemy - najmłodszy zawołał palacza który dokańczał już swojego trzeciego papierosa tego wieczora i spojrzał na niego.
- A po prostu nie możesz stać w miejscu? To dla ciebie też jest za trudne? - zignorował naburmuszonego przyjaciela obok niego, podszedł do chłopaka wolnym krokiem i zgasił papierosa o ścianę obok młodszego. Chłopak tylko przewrócił oczami i skrzyżował ramiona. - Dobra, niech Ci będzie. - podrapał się po głowie ustępując drogi kumplowi.
- Widzisz, nie było tak trudno. - poklepał go po ramieniu i z uśmiechem zwycięstwa odszedł ze swoim plecakiem na środek drogi.
- Dzieci - pokręcił głową i odpalił kolejną fajkę. Przez chwilę tak palił i obserwował co mały wyczynia, aż dopiero usłyszał jakieś brzęki ze środka i zaczął się zastanawiać czy nie pomóc swojemu przyjacielowi - Kurwa, co on tak długo..
- Ok, możemy się zwijać. - ich przywódcza rzucił w jego kierunku torbę (ledwo ją łapiąc) i wyskoczył z okna sklepu. Ściągnął czarne skórzane rękawiczki i otrzepał swoje ubranie, natomiast drugi spojrzał na wielkość torby i aż oczy zaświeciły mu się ze szczęścia. Przez to papieros cały mu już się wypalił.
- Jakim.. ale.. przecież.. no.. woow.. a-ale jak Ty...
- Wiem - uśmiechnął się i wziął torbę od niższego przerzucając ją sobie na ramię.
- S-s-s-s-skąd Ty..
Reszta tak jakby zauważyła, że lider już wyszedł trzymając ogromną torbę i szybko dołączyli do nich, oprócz najmłodszego który wydawał się być zbyt zajęty tym co robił.
Miny każdego z nich opisywały zdziwienie, radość, niedowierzanie i zakochanie.
- Chyba zaraz się poryczę.. - chłopak schował swoją monetę do kieszeni bluzy i zaczął udawać fałszywy płacz. Wszyscy spojrzeli na niego wzrokiem: "wtf is wrong with this kid" i pokręcili głową nie wierząc, że znają taką osobę.
- Cofam to, kiedy mówiłem, że jesteś naćpany aby okradać taki sklepik - powiedział jeden z nich z blaskiem w oczach. Lider tylko się uśmiechnął arogancko i poruszał śmiesznie brwiami.
- Skąd Ty wiedziałeś, że tak dużo forsy tam jest? - znowu zaczął, tym razem dokończył zdanie bez jąkania się. - Przecież to małe jest..
- Małe sklepiki zazwyczaj nie rzucają się w oczy i zawsze mają niby mały budżet, więc mało kto może się spodziewać dużej forsy w takim o to miejscu, prawda? - skierował pytanie do pozostałych, którzy tylko pokiwali głowami i kontynuował - No więc ten akurat nie. To tylko przykrywka. Mój kumpel powiedział, że właściciel jest bogaty i że trzyma hajs schowany gdzieś w sklepie, nie wiem czy to było rozsądne z jego strony, jeżeli wiedział, że ktoś a dokładnie my, grasujemy w okolicy.. w okolicy.. w całym mieście.
- Okradliśmy jego sklep, prędzej czy później ktoś inny by to na pewno zrobił. Z resztą to taka okolica, to normalne - ponownie poprawił sobie czapkę.
- On tyko wiedział, o tej forsie także luz. Nikt po za tym. Tak jak mówiłem.. Pieniądze oczywiście były w sejfie ale dało się łatwo go złamać. - wyszczerzył zęby.
Wszyscy zmarszczyli brwi.
- Czekaj czekaj.. a co z twoim kumplem? Nie chce kasy za to, że nam pomógł czy co?? - spytał jeden z nich.
- Spokojnie, nie bój grzyba, on mi był coś winien, także luz młody - poklepał go po główce jak młodszego denerwującego brata i ruszył w kierunku ich vana. Reszta podążyła za nim, ale jeszcze przed tym rozglądnęli się czy nie zostawili jakichś śladów.
- Tak czy inaczej, mamy forsę, wszystko poszło dobrze, jesteśmy cali, także.. czekajcie... - popatrzył dokładniej po nich - ..gdzie jest młody? - zmarszczył lekko brwi, rozglądając się po okolicy. Zauważył go stojącego na drodze. Wywrócił oczami i westchnął cicho. - Czy jemu nigdy to się nie znudzi..
Wszyscy uważnie patrzyli na najmłodszego i czekali aż do nich wróci.
A młody jakby zatracił się w swoim świecie i zapomniał o wszystkich.
Ten akurat zrobił większy niż się spodziewał, ale tym razem miał więcej czasu na mniejsze detale więc ucieszył się w duchu jak małe dziecko. Kreska tu, kreska tam, czarno-biały najlepszy. Jeszcze kilka poprawek i voilà. Czuł się jak francuski malarz. Przy nim nawet Da Vinci się chowa.
Uśmiechnął się do siebie kiedy skończył i schował przybory do plecaka. Rozejrzał się gdzie są pozostali i odnalazł ich spojrzeniem, lecz chyba nie byli zadowoleni, jeden z nich wskazał na swój zegarek, że czekali już dość długo więc młody tylko wziął szybko plecak, dał ostatnie spojrzenie na jego dzieło i pobiegł w ich stronę. Widząc, dużą torbę wypchaną pieniędzmi nie mógł oderwać od niej wzroku. Chyba się zakochał.
Zapakowali torbę do bagażnika i weszli do vana jeden po drugim. Zatrzasnęli głośno drzwiczkami i odjechali z piskiem opon pozostawiając za sobą jedynie duże graffiti na środku drogi z napisem:  BTS.  |

__________________________________________________________________________________


Miał wyjść mi rozdział, a wyszło coś no nie wiem.. pod konceptem bardziej wprowadzenia xD czego na pewno nie chciałam no ale cóż. Czy to coś na górze mi wyszło? *shrugs* Sama nie wiem. Takie tam sobie story. Soł, back the stage xD.
Koncept z psychiatryka wzięłam nie wiem czy się skapnęliście z "Grave Encounters", a pomysł z lobotomią przyszło mi po tym jak zobaczyłam "Sucker Punch", także.. nie spodziewałam się, że tak szybko się wezmę za te opowiadanie. To wszystko napisałam dzisiaj także masakra, po przyjściu ze szkoły od razu, dobrze że na jutro do szkoły nic nie mam. Chociaż ostatnio mam tak bardzo wyjebane na wszystko. 
ENYŁEJ!
ENDŻOJ.! Mam nadzieję, że komuś się to spodoba o/ PISS
aleee dobry kisiel sobie zrobiłam*-*.

piątek, 7 marca 2014

Takie tam story - Foreword


Soooooł.. musiałam oczyścić myśli i zacząć coś od nowa.
MAM SWÓJ WŁASNY KOMBAK o/
Także na dzisiejszą chwilę mam milionów pomysłów na minutę. Chciałabym napisać dobre opowiadanie (lol, gdyby to było możliwe). Ale niektórzy znają mnie pod pseudonimem "ta laska która nie dokańcza swoich prac", to jedna z moich (nie)licznych wad i zaaaa to siebie nie lubię :c/ Także kurde chcę się spiąć i napisać najwięcej jak mogę i jak weny nie zabraknie. Soł..

Foreword - czyli taki tam powinien być mały wstęp lub jakieś przedstawienie postaci, ale jakoś nie za bardzo mi się to podoba. Każdy powinien mieć swoją własną wyobraźnię i swoje postrzeganie głównych bohaterów. Cechy bardziej się pozna później jak te #opko się rozkręci.
#Opko.. - taki tam polski rozszerzony.
Opowiadanie dla każdego. Głównym bohaterem będzie..sz TAK! WŁAŚNIE TY, GOT7 - gdyż znowu uzależniłam się iiiii gdzieś tam wspomni się o BTS (jak ja to wolę mówić, Back The Stage or BackSTage, matko muszę skończyć z tym dilerem)
Muszę rozczarować, że to nie opowiadanie yaoi.
Myślę nad zrobieniem paru scenariuszy, ale to dopiero póóóóźnieeej i jak czas dopisze.
Także.. matko nie miałam tak dużo pisać orz. Sory.
Soł, nie planuję w najbliższym czasie dodać pierwszy rozdział gdyż znając mnie #niedzieliniedożyjębojutrosobota nie będę po prostu miała czasu, a nauczyciele się ciągle czegoś dopierdalają. Życie na krawędzi. Szkoła - ale mi tam problem.
 Dobra kończe *shoots and rolls off*